Wakacje już za nami. Rozpieszczeni letnim słońcem wracamy do codziennego studenckiego życia. Dla niektórych, to lato mogło być takie jak każde inne. Członkowie K. G. “Olimp” nie należą jednak do tej grupy! Wielu z nas zwiedzało kontynent w poszukiwaniu wrażeń, pięknych widoków oraz nowych wyzwań, a jedną z tych grup byliśmy my – czteroosobowa ekipa w składzie Maciej Czaja, Paulina Gołębiewicz, Aleksandra Tyra oraz moja skromna osoba – Kamil Czapiewski. Niezniszczalną Skodą Maćka wyruszyliśmy na podbój Bałkańskich szczytów.
Przygoda rozpoczęła się w piątek 13.09.2019 i trwała przez kolejne dwa tygodnie. Cele były proste. Odpoczynek i rekreacja. Oprócz tego ustalone zostały trzy obowiązkowe punkty, wokół których kręciła się cała wyprawa. Były to najwyższe szczyty Albanii, Czarnogóry oraz Bośni i Hercegowiny. Załadowani do pełna wyruszyliśmy z Wrocławia w kierunku pierwszego głównego punktu wycieczki – Albanii.
Droga do naszego celu była długa, ale jednocześnie bardzo klimatyczna. Bałkańskie krajobrazy rozpieszczały nas od samego początku przedłużając tym samym przejazd o kolejne postoje na podziwianie widoków. A mało ich nie było! Parkując u podnóża góry Korab – najwyższego szczytu Albanii, doświadczyliśmy pierwszego przejawu tamtejszej gościnności, gdy właściciel znajdującego się obok hostelu zaproponował nam rozłożenie namiotów na swoim podwórku. Po takich luksusach było już tylko z górki – pozostało nam wejście na szczyt oraz podziwianie naturalnego piękna okolicy ze szlaku.



Kolejne dni wyprawy mijały równie, można by wręcz rzec, bałkańsko. Droga dzieląca wszystkie cele naszej podróży była wyjątkowa w każdym calu.

Jedynym powtarzającym się na trasie elementem były spacerujące po drodze krowy. Dużo krów. Kiedy zaczęły kończyć się adekwatne określenia dla obserwowanych krajobrazów, w tęsknocie za Polską, zaczęły padać opisy typu “niebrzydko”, “jest znośnie” czy “ujdzie”, które zostały z nami do końca wyjazdu. Wspomniana wcześniej gościnność również towarzyszyła nam przez całą podróż – lokalna społeczność okazała się być bardzo otwarta i pomocna. Osoby poznane na szlaku, jak na przykład Szanowny Pan Wujek Pedro (który swoją drogą nie miał na imię Pedro, ale jakoś dziwnie to do niego pasowało) szokowały nas często swoją gościnnością.





I choć zmęczenie często dawało się we znaki, to pozytywna atmosfera udzielała się całej grupie. Ten czynnik, oraz wyjątkowe uczucie swobody pozwoliły nam na rozwinięcie skrzydeł w zakresie humoru i głupich pomysłów, których nie było końca nawet w chwilach drobnych niedogodności. Ba! Przebita na szlaku opona czy dwudniowa ulewa tym bardziej pobudzały inwencję załogi! Nie były to jednak rzeczy na tyle znaczące, aby zmusić nas do przedwczesnego powrotu do domu, co to, to nie. Niezależnie od pogody oraz innych czynników zawsze potrafiliśmy znaleźć jakieś zajęcie i dobrze się bawić. Nawet, jeśli wiązało się to z bieganiem w japonkach przez zalewane deszczem miasto w poszukiwaniu restauracji.

Jeżeli ktoś by się nas zapytał czy było warto, odpowiemy 4 x TAK. Kraje bałkańskie okazały się być dla nas świetnym miejscem na spędzenie końcówki lata. Dopisująca nam (przez większość czasu) pogoda pozwoliła ekipie na wyciągnięcie z reszty wakacji ile się da.
Mimo odwiedzenia w tym czasie tylu miejsc, wciąż jesteśmy w stanie dostrzec nowe uroki i cele, jakie chcemy zrealizować. To właśnie nas motywuje i to jeszcze jak! Aż chce się tu wracać… Do następnego roku, Bałkany! 😉



Kamil Czapiewski